Born in the 80s

Blog o muzyce lat osiemdziesiątych... i nie tylko!

Urszula - Malinowy Król (singiel)


Ciekawą cechą polskiej sceny muzycznej, szczególnie tej z czasów komunistycznych, była skłonność do naśladowania muzyki zachodniej. Niestety przez cały ten okres oraz do pewnego stopnia nawet do końca lat dziewięćdziesiątych doskwierał nam faktyczny brak legalnego dostępu do muzyki zagranicznej.  Była ona po prostu zbyt droga - zarówno gdyby chciano sprowadzać albumy z Zachodu, jak i tłoczyć płyty na licencji w kraju. Na szczęście na pomoc słuchaczom potajemnie spragnionym kapitalistycznego hedonizmu często ruszali sami twórcy polskiego popu. To właśnie oni, chcąc nadążyć za modą a jednocześnie pokazać ją Polakom, porywali się na mniej lub bardziej oczywiste nawiązania do obowiązujących trendów. Sztandarowym przykładem polskiej kompozycji tego typu był przebój Urszuli z 1984 roku autorstwa Romualda Lipki pod przaśnym tytułem Malinowy król.


Piosenka powstała jako jeden z kilku synth-popowych utworów stanowiących materiał stworzony przez Lipkę i jego Budkę Suflera. Skomponowane zostały na nadchodzącą drugą płytę promowanej przez zespół wokalistki, która tym razem odeszła od rockowych brzmień i oddała się w pełni globalnemu boomowi elektroniki. Jednak stylistyka tej jednej kompozycji różni się od pozostałych. Piosenka zainspirowana jest w dużym stopniu hitem Moonlight Shadow Mike'a Oldfielda z roku poprzedniego, który zaśpiewała jego zaprzyjaźniona wokalistka Maggie Reilly. Śmiało można by rzec, że jest to po prostu adaptacja tego popularnego utworu na polski rynek.

Malinowy Król to kawałek, który ze swoim pierwowzorem współdzieli ogólne wrażenie lekkości - począwszy od silnej aranżacji z użyciem gitar akustycznych, syntezatorów oraz nadającej ton gitary solowej i wątłego żeńskiego wokalu. Podobne są same kompozycje obu piosenek, choć nie w sensie przebiegu linii melodycznych, a pod względem harmonicznym, konstrukcyjnym i rytmicznym.


I choć nawiązania to wyraźne, trudno nazwać utwór plagiatem. Jest to raczej kompozycja mocno oparta na skądinąd świetnym przeboju autorstwa Oldfielda, która w umiejętny sposób odtwarza klimat oryginału. Rezultat jest dość niezły, choć nie powala na kolana. Szczególnie jeśli pod lupę wziąć tekst piosenki autorstwa Marka Dutkiewicza, który w owym czasie należał do czołówki polskich tekściarzy. Niestety jego popularność miejscami przekładała się negatywnie na jakość tekstowych propozycji. W przypadku Malinowego króla sprawę kładą już w zasadzie pierwsze słowa zwrotki, które nadają jej melodramatyczną, kiczowatą atmosferę:

Daj mi zgodę na ten dzień, który właśnie kona.
Dorzuć do ogniska drew, utul mnie w ramionach.

W dalszej części jest trochę lepiej, ale tylko do momentu, w którym słyszymy refren - na zawsze zapamiętany z powodu swojego tekstu tyleż enigmatycznego, co miejscami bezsensownego:

Malinowy król malowanych róż
Zawsze nas od złego obroni.
Jakbym mogła Ci narysować sny,
A w nich dom, drogę, drzwi.
Na niebie błysnął biały nóż -
To księżyc pełni straż.
Czy nie znałam Cię w innym życiu już
Kiedyś hen, dawno tak.
Pieniądze nie kupią mnie,
Lecz oczu twych blask.
Wystarczy mi biały chleb,
Dopłyńmy do dna.

Pomimo tego dość wątpliwego ładunku emocjonalnego, jaki niosą słowa piosenki, Malinowy król w całej swojej jogurtowej oprawie - począwszy od przesłodkiego głosu Urszuli, dość przesyconej aranżacji a skończywszy na swojej banalności - jest naprawdę dobrym przebojem pop. Nie bez powodu stał się jednym z większych przebojów Urszuli z jej pierwszych lat, który pamiętamy do dziś. Przy tym wszystkim wnosić można, że był on świadkiem wielu randek ówczesnych nastolatków, których serdecznie przepraszam za okrutne potraktowanie dzieła oraz zdeptanie związanych z nim miłosnych sentymentów.


EmotikonyEmotikony