Born in the 80s

Blog o muzyce lat osiemdziesiątych... i nie tylko!

Queen - A Kind of Magic



Rok 1985 dla zespołu Queen miał oznaczać przerwę po sukcesie, jakim był ich album The Works z roku poprzedniego, którym udało im się powrócić do łask recenzentów i fanów. Zespół koncertował do połowy maja i w planach miał "tylko", a raczej "aż" jeden 20-minutowy występ. Występ, który miała obejrzeć ponad 1/3 populacji Ziemi.


13 lipca 1985 z zapartym tchem świat oglądał 16-godzinną transmisję koncertów Live Aid w Londynie i Filadelfii. Inicjatywa przeszła do historii jako jedno z najgłośniejszych artystycznych przedsięwzięć charytatywnych w historii. Skazana na łaskę przypadku impreza zakładała limit czasowy dla każdego z wykonawców, którzy, choć teoretycznie nie występowali w konkursie, chcąc, nie chcąc rywalizowali o tytuł gwoździa programu tego niecodziennego widowiska. Według większości obserwatorów zwycięzcą był właśnie Queen, którego set poruszył wszystkich zebranych na stadionie Wembley. Jeszcze dwadzieścia lat później występ pamiętano na tyle, by okrzyknąć go najlepszym występem rockowym w historii. To właśnie na fali tego największego w historii grupy sukcesu powstał ich najlepszy album nagrany i wydany w dekadzie lat osiemdziesiątych - rockowy, ale popowo przystępny, intensywny, ale dający chwile wytchnienia, lekki, ale i czasem dramatyczny; jednym słowem - wielostronny A Kind of Magic.



Naładowany pozytywną energią zespół postanowił przystąpić do pracy najszybciej jak to możliwe. Na jej efekty nie trzeba było czekać zbyt długo. Pierwszy singiel został wydany już w listopadzie 1985. One Vision, którego autorstwo przypisane jest wszystkim czterem członkom grupy, był swego rodzaju nawiązaniem do celu, jaki przyświecał Live Aid oraz do nastroju tej imprezy.


No wrong, no right.
I'm gonna tell you there's no black and no white.
No blood, no stain.
All we need is one world-wide vision.


Żadnego źle, żadnego dobrze.
Mówię wam, że nie ma białego, ani czarnego.
Żadnej krwi, żadnej plamy.
Potrzebujemy tylko jednej wizji dla świata.

 

Piosenka w nieco sztampowy sposób motywująca do wspólnego działania kończy się żartobliwie (ową wizją okazuje się chęć zjedzenia smażonego kurczaka), ale nie przeszkodziło jej to w byciu zapamiętaną jako kolejny rockowy anthem autorstwa zespołu. Jednocześnie tak jak miała nawiązywać do lipcowego sukcesu zespołu, tak ostatecznie nie oddawała ducha nadchodzącej płyty.


Queen bowiem miał w planach coś więcej, niż tylko fonograficzną kontynuację The Works. W tym samym czasie postanowili wziąć udział w kolejnym projekcie, którego nie pożałowali. Odrzucona przez zespół Marillion propozycja nagrania piosenek do powstającego filmu Russella Mulcahy'ego Nieśmiertelny stała się dostępna dla grupy, której poprzednie doświadczenie z filmem skutkowało dość ambiwalentnie odbieranym dziś soundtrackiem do filmu Flash Gordon. Jednak w przeciwieństwie do wypełnionego instrumentalnymi dłużyznami albumu z 1980 roku, powstające do nowego obrazu utwory miały stać się jednocześnie standardowymi utworami albumowymi. Grupa miała sporo do zaryzykowania, bo świat muzyki filmowej bywa dla jej twórców bezlitosny - w większości przypadków klapa filmu oznacza, że o sukcesie napisanej do niego muzyki można zapomnieć. Ale szczęście im dopisało - tak jak Flash Gordon okazał się klapą zarówno fonograficzną, jak i filmową, tak Highlander był jego zupełnym przeciwieństwem. Tematyczne nawiązania utworów do treści filmu są wszechobecne, ale nie przeszkadzają w słuchaniu płyty poza jego kontekstem.



Na A Kind Of Magic nie usłyszym monotonnych utworów instrumentalnych. Najbardziej "filmowe" i przez to może mało autentyczne są Gimme the Prize oraz Don't Lose Your Head - zawierają sample z dialogami z filmu, których obecność wydaje się zbędna, choć nie zabija to ich rockowej formy. Z kolei A Kind of Magic oraz Who Wants to Live Forever pojawiają się w filmie, ale są też pełnoprawnymi przebojami grupy. Ten pierwszy pojawia się w jego napisach końcowych w ciekawej, odmienionej wersji, zaś ten drugi po śmierci Mercury'ego w 1991 roku zyskał w dyskografii zespołu nowe znaczenie. Singiel Princes of the Universe, który nie pojawia się w samym filmie, początkowo miał być tematem przewodnim całego filmu - tytuł utworu zaczerpnięty jest z tytułu roboczego obrazu, zaś wideoklip umieszcza grupę na planie łudząco przypominającym ten z Highlandera i zawiera sceny walki Freddiego z Christopherem Lambertem. Rezultaty dziś przyprawiają o śmiech, ale i łezkę wzruszenia.


Pomimo uczynienia z albumu soundtracku do Highlandera, który do dzisiaj (podobnie jak Flash Gordon) nie doczekał się własnego wydawnictwa zawierającego całą ścieżkę dźwiękową, A Kind of Magic to pełnoprawna płyta Queen. Status albumu nadaje jej nie tylko przepracowanie utworów filmowych do wersji albumowych, które niekiedy zupełnie różnią się od pojawiających się w filmie ścieżek pod względem aranżacyjnym i kompozycyjnym, ale także utwory zupełnie z filmem nie związane - Pain Is So Close to Pleasure, wspomniany już One Vision oraz kolejny przebojowy utwór singlowy - Friends Will Be Friends (w Polsce znany głównie z reklamy jednej z marek piwa). Ten ostatni to należąca do rzadkości współpraca kompozytorska Mercury'ego i Deacona, która zaowocowała kolejnym utworem Queen, postrzeganym dziś jako kultowy.


Stylistycznie Queen postanowiło kontynuować sprawdzoną na The Works mieszankę rocka z elektroniką, co wobec jej sukcesu, było do przewidzenia. Dobrze wyważone proporcje pozwoliły zadowolić wszystkich w równym stopniu - fanów "dawnego" Queen, zwykłych słuchaczy, którzy nie pamiętali już glam-rockowych wyczynów grupy oraz krytyków. Dzięki temu, że zespół tym razem zbytnio nie eksperymentował, jak to mu się kilka razy zdarzyło, płyta była nowoczesna, ale autentyczna. Umiejętne dobranie stylistyki do utworów i wymieszanie surowszych kawałków (np. Gimme the Prize) z delikatnymi (Pain Is So Close to Pleasure) pokazało, że po niemal 20 latach tworzenia i wykonywania muzyki, grupa umiała spełnić oczekiwania publiczności. 


Ponad 30 lat od premiery A Kind of Magic to klasyczna pop-rockowa płyta, której z przyjemnością (a dla niektórych i sentymentem) słucha się od deski do deski. Wiecznie żywe solówki Briana Maya, niepodrabialna ekspresja wokalna Freddiego oraz kunszt kompozytorski wszystkich członków grupy - razem i z osobna - czynią album prawdopodobnie najlepszym w ich historii. W istocie jest w nim coś magicznego.

Prawa autorskie

Tekst: Wojciech Szczerek

Licencja Creative Commons

BornInThe80s
by Wojciech Szczerek is licensed under a Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe License.

Licencja obejmuje wszystkie artykuły oraz tłumaczenia tekstów piosenek z wyjątkiem oryginalnych tekstów piosenek.

Wszystkie zdjęcia okładek oraz teksty piosenek są dziełem oryginalnych twórców i podlegają prawu autorskiemu.