Born in the 80s

Blog o muzyce lat osiemdziesiątych... i nie tylko!

2 plus 1 - Video


Dwa plus jeden - Video okładka albumu
Skutkiem ogłoszenia w Polsce stanu wojennego zespół 2 plus 1 zdecydował się wstrzymać swoją międzynarodową karierę. Po latach działań skupiających się wokół promocji w RFN oraz wyjazdach zagranicznych szanse na rozwój grupy w tym kierunku ewidentnie legły w gruzach. Zarazem powrót na polski rynek wymagał od nich sporego wysiłku, ale okazał się całkiem udany. Grupie nie przeszkodził ani spadek zainteresowania stylistyką folk, z którą dawniej była identyfikowana, ani fakt, że kilkuletnie zanurzenie w Zachodnim disco, do którego Polacy nie mieli dostępu, oznaczało swego rodzaju zaniedbanie polskiej publiczności. Płytą Bez Limitu z 1983 roku wstrzelili się w najnowsze trendy muzyczne, a pozycja stała się bestsellerem (nakład płyty 150 tys. egzemplarzy).
Zachęcony dobrymi wynikami zespół niemal od razu rozpoczął pracę nad nowym materiałem. Jeszcze na fali sukcesu Bez Limitu w 1984 roku 2 plus 1 dał wielki koncert w Sali Kongresowej retransmitowany przez telewizję, który był punktem szczytowym w jego karierze oraz wydał osobny singiel Wielki mały człowiek, który zapowiadał nową płytę.


Swój dziewiąty LP zatytułowany Video 2 plus 1 wydał dopiero rok później. Krążek jest stylistyczną kontynuacją poprzednika, a niektóre piosenki łatwością można by zestawić z tymi z Bez limitu i nie umieć poprawnie przypisać ich do longplayów, z których pochodzą. Mimo to aranżacje kawałków na Video (jak zwykle napisanych w większości przez Janusza Kruka) uderzają dużo bardziej posuniętą ekscentrycznością. Będąca wtedy globalnym trendem obfita elektronika okazuje się w wydaniu 2 plus 1 dość osobliwa. Z jednej strony grupa zdaje się w pełni oddawać nowej modzie, z drugiej słuchaczowi zdarza się raz po raz usłyszeć znaki rozpoznawcze zespołu, jakie wypełniały ich pozycje z lat siedemdziesiątych: ekspresyjny głos Elżbiety Dmoch i charakterystyczne chórki. Wszystko to w rozwiązane bardzo nowatorsko.


Wspomniany już Wielki mały człowiek miejscami przypomina jeden z najmocniejszych akcentów poprzedniego albumu – singiel Superszczur. Łudząco podobna wydaje się tu początkowo surowa aranżacja, która świetnie pasuje do kolejnego pesymistycznego tekstu omawiającego sytuację współczesnego człowieka. Równie dołująco brzmi tekst piosenki Samo życie (Chmury umysłu), którą autorzy umiejętnie rozwinęli poprzez stopniowe rozbicie na rytm trójkowy powolnego pulsu, co podkreśla syntezator w refrenie (z efektowną sekwencją funkcji w drugiej części), oraz pseudobluesowy wstęp do drugiej zwrotki (bas i wykrzyczany wokal Elżbiety). Siłę tego prostego w gruncie rzeczy prostego utworu potęgują długie fragmenty wolne od wokalu a więc i tekstowej treści.
Efektownych momentów instrumentalnych jeszcze więcej jest w Chińskich latawcach, jednym z najbardziej znanych przebojów z płyty. Piosenka (napisana, tak jak poprzednia, wspólnie z Maciejem Zembatym i Johnem Porterem) to intymna impresja w trzech odsłonach: polskiej śpiewanej przez Elżbietę, angielskiej – przez Johna i instrumentalnej. Wspólnie dają one bardzo klimatyczny rezultat.



Płyta Video ma posiada także momenty słabsze. Za jeden z takich należy uznać nieprzekonujący utwór Naga plaża (debiut kompozytorski Elżbiety Dmoch), aranżacji którego, szczególnie w refrenie oraz przerywnikach instrumentalnych, zwyczajnie szkoda na tekstowy banał Andrzeja Mogielnickiego. Podobnie jest z utworami Ma-czung-ga-loo oraz Dawno dawno temu, mimo że ten ostatni zdecydowanie odbiega od reszty płyty. Poprzeplatane z innymi, zdecydowanie bardziej godnymi uwagi, utwory te może zbytnio nie przeszkadzają, choć ich obecność wydaje się po prostu zbędna.
Balet rąk zaskakuje enigmatycznym tekstem i ciekawą aranżacją: funkowy bas i tremola na marimbie towarzyszące wokali Eli przechodzą w płynne syntezatory, do których śpiewa jeden z panów. Z kolei utwór tytułowy, który rozpoczyna stronę B albumu to majstersztyk połączenia instrumentów konwencjonalnych z nowoczesnym programowanym aranżem syntezatorów oraz bardzo charakterystycznymi wokalami zespołu.



Podobnie jak Bez limitu, Video to album wykraczający poza konwencję muzyki spod znaku 2 plus 1 oraz w ogóle jakiegokolwiek popu, nie mówiąc o szczególnie popularnym wtedy synth-popie. Grupa mająca na swoim koncie zarówno dobre płyty konceptualne jak i nagrywane na RFN-owski rynek tandetne disco jeszcze raz zaskakuje i próbuje połączyć przystępność swoich niedawnych dokonań z ciekawymi metodami produkcji. Rezultat wydaje się ciekawy, a część utworów zaliczyć można do najlepszych dokonań zespołu w dekadzie lat osiemdziesiątych.

Płytę niezwykle trudno ocenić dziś pod względem sukcesu. Sam album został wydany w jednej z polonijnych wytwórni Savitor (mających jedynie ograniczone możliwości działania) w nakładzie zaledwie 50 tys. egzemplarzy, co w oczywisty sposób nie umywa się do zamówionych przez Tonpress 245 tys. krążków Bez limitu dwa lata wcześniej. Choć w gospodarkach rynkowych liczba sprzedaży świadczy zwykle o sukcesie wydawnictwa, w trudnych do wyjaśnienia warunkach PRL-owskiego rynku muzycznego nie można jednoznacznie interpretować niskich wyników jako brak sukcesu. Niemniej jednak płyta jest jedną z najmniej znanych w dyskografii zespołu – przede wszystkim z uwagi na brak późniejszego wydania CD ani jakiegokolwiek innego poza wersją winylową z 1985 roku. Świadczy o tym choćby fakt, że w ówczesnej prasie muzycznej w zasadzie nie ma o niej słowa. Paradoksalnie aż pięć piosenek z płyty znalazło się na liście przebojów Programu Trzeciego, a dwie - Wielki mały człowiek oraz towarzyszący mu na singlu Cudzy ogień nie grzeje - także na liście Programu Pierwszego PR. Warto dodać, że ta ostatnia piosenka ostatecznie nie znalazła się na płycie.


Drugie życie dał płycie dopiero portal YouTube, na którym znajdziemy jego zgraną, niestety słabą jakościowo, wersję. Pomimo tego jest warta uwagi, szczególnie dzięki swojej unikalności, o którą trudno wśród polskich nagrań tamtego okresu.

Frida - Djupa andetag



W wielu znanych zespołach jest ten jeden niepozorny członek, który lubi zaskakiwać. Choć w przypadku ABBY każdemu z czwórki zdarzyło się mniej lub bardziej świadomie wprowadzić do zespołowej sagi interesujący "twist", zdecydowanym liderem jest tu Annifrid Lyngstad. Na jej zawiłą biografię składa się m.in. odkrycie tożsamości własnego ojca w wieku 32 lat za sprawą listu fanki ABBY, zdrada męża (Benny'ego) z prezenterką telewizji szwedzkiej, trzy przeprowadzki do innego kraju, zostanie księżną, a potem wdową po księciu i śmierć córki w wypadku samochodowym. Wszystkie te zawirowania rzutowały na jej karierę muzyczną.

Kariera solowa Fridy po rozpadzie ABBY rozpoczęła się tak szybko, jak zakończyła. Jeszcze przed ogłoszeniem przez zespół "przerwy" w 1983 roku, wokalistka zdążyła nagrać i wydać bardzo udaną płytę Something's Going On wyprodukowaną przez Phila Collinsa. To skłoniło ją do próby stworzenia własnego brzmienia zupełnie odmiennego od tego, z którym wszyscy ją kojarzyli za sprawą, jak to sama wtedy określała "koszmaru ABBY". Niestety kontynuacja debiutu anglojęzycznego w postaci bardzo nowoczesnej płyty Shine przyniosła nieoczekiwaną klapę i zniechęciła ją do działalności solowej. I choć zdarzało jej się nagrywać piosenki z innymi artystami (wspaniałe Så länge vi har varann z Ratata w 1987 roku) oraz występować i nagrywać okazjonalne single (cover Saltwater Juliana Lennona w 1992), to trudno to nazwać karierą. Dość powiedzieć, że już w 1987 roku w liście do swojego międzynarodowego fanklubu poprosiła go o... zaprzestanie działalności.

Ale Annifrid nie wytrzymała bez nagrywania zbyt długo. Po "zaledwie" 12 latach postanowiła wrócić do studia, aby nagrać nową, tym razem szwedzkojęzyczną płytę. Rezultatem comebacku jest jej najbardziej udana, kompletna płyta zatytułowana Djupa andetag (Głębokie oddechy) nagrana i wydana w 1996 roku.


Do pracy nad nowym projektem Frida zaprosiła jednego z najlepszych szwedzkich producentów Andersa Glenmarka. Ten zaprzyjaźniony z "obozem ABBY" muzyk przez lata zajmował się pisaniem piosenek dla innych artystów oraz współtworzył z siostrą muzyczny duet Gemini. Ostatecznie zasłynął talentem producenckim realizując płyty Magnussa Uggli oraz Evy Dahlgren, w tym świetnie przyjętej En blekt blondins hjärta (Serce tlenionej blondynki). Wszystkie one uwzględniały jego kompozycje, które wprawne ucho pozna na końcu świata.

Album od początku odcina się od przeszłości Fridy zarówno jako artystki solowej śpiewającej po angielsku, jak i jako jednej czwartej najważniejszego zespołu pop lat siedemdziesiątych. Jego styl to lekki, ale ambitny pop/rock drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych, z wszystkimi modnymi wtedy zabiegami instrumentalnymi. Piosenki napisane w większości przez Andersa są zróżnicowane, choć słychać w nich charakterystyczny dla ich autora sznyt - dynamikę, dość częste i rozbudowane chórki oraz motywiczne budowanie fraz. Z kolei teksty odnoszą się praktycznie do wszystkiego, co składało się na "naturalne środowisko wewnętrzne" Fridy - do obecnych i przeszłych miłości, wielostronnej kobiecości (Kvinnor som springer zainspirowany bestsellerem Women who Run with the Wolves) czy w końcu do kariery w ABBie (Alla mina basta år).



Oparty na charakterystycznym biciu utwór otwierający Älska mig alltid (Kochaj mnie zawsze) urzeka prostotą i lekkością w zwrotce, która w klimaktyczny sposób przechodzi w dramatyczny refren. Piosenka to przykład na to, że w gruncie rzeczy prosta aranżacja - smyczki, fortepian, wokal oraz skromny syntezator - mogą dawać piorunujący efekt. Podobną atmosferę wprowadza fenomenalny Även en blomma (Nawet kwiat), choć kierunek budowania w nim napięcia jest odwrotny - od niespokojnego wstępu i zwrotki do pełnego euforii refrenu, który otwiera przed słuchaczem nowy świat:

Även en blomma
en människa som jag
vill leva varje dag
i djupa andetag
En människas kärlek och lag
En människas renaste slag
Att vara precis den hon är
Även i barnet
även på jorden
även som blomman

Nawet kwiat
Człowiek taki, jak ja
chce żyć każdym dniem
w głębokich oddechach
W człowieczym prawie i miłości
W najczystszym rodzaju człowieka
Być dokładnie tym, kim jest
Nawet w dziecku
Nawet na ziemi
Nawet jako kwiat.

Oprócz tych dwóch mocnych akcentów kolejnym punktem kulminacyjnym płyty jest piosenka Alla mina basta år (Wszystkie moje najlepsze lata) zaśpiewana w duecie z zaprzyjaźnioną Marie Fredriksson (w Polsce znaną głównie z zespołu Roxette). Utwór to bardzo wciągająca sentymentalna retrospektywa i choć początkowy plan zakładał, że zostanie nagrana wspólnie z długoletnią koleżanką z ABBY Agnethą Fältskog, to zadziwiająco głosy Fridy i Marie świetnie do siebie pasują.


Album nie wolny jest od elementów szalonych, które początkowo intrygują i zdają się nie pasować do reszty aranżacji, a potem szybko w nią wnikają. Jest to typowe dla produkcji Andersa. Przykładem tego jest np. wstęp otwierający w gruncie rzeczy banalny Ögononen (Oczy) - "etniczny" chórek, surowe bębny oraz gitara na kaczce. Podobnie brzmi zorientowane na muzykę latynoską Hon fick som hon ville (Dostała, co chciała). Dość niepokojące chórki Andersa we wstępie przechodzą w zwrotkę z dość nietypowym metrum i akordeonem jako głównym akompaniamentem. To wszystko zostaje zestawione z pozornie niepasującym do reszty popowym refrenem.

Jednocześnie nie brakuje utworów znacznie bardziej wyciszonych, prostszych, które świetnie kontrastują z dość rozbudowanymi wymysłami Andersa. Należy tu wspomnieć Sovrum (Sypialnia), którego prosta, miejscami niemal kościelna melodia świetnie prezentuje się w swojej aranżacji, wypełnionej chórkami, gitarą z fortepianem oraz elektronicznymi cymbałami. Równie kapitalne wrażenie pozostawia utrzymany w klimacie country Lugna Vatten (Spokojna woda), której płynność oparta na samej gitarze idealnie współgra z dochodzącymi od pierwszego refrenu smyczkami i chórkami.

Ogromną zaletą płyty jest jej spójność. W przeciwieństwie do poprzednich albumów Fridy,  gdzie piosenki były wybierane spośród tysięcy propozycji lub po prostu jej ulubionych, niemal wszystkie utwory na Djupa andetag zostały stworzone przez jedną osobę na tę właśnie okazję. Są utrzymane w jednolitej stylistyce oraz ciekawie ułożone w kolejności. Częsty jest kontrast głównego wokalu i męskich chórków bądź pojedynczych wokali w podkładzie, jak w Vem kommer såra vem ikväll (Kto kogo dziś zrani), silne refreny większości piosenek (nawet tych początkowo delikatnych), sprytne wplatanie smyczków wszędzie, gdzie się da oraz przede wszystkim nacisk na brzmienie wokalu. Warto wspomnieć, że ekspozycja walorów głosowych Fridy to nawiązanie do początków jej kariery, kiedy zasłynęła w Szwecji interpretacjami coverów piosenek bardzo subtelnych, niekiedy z pogranicza jazzu.


Spośród wszystkich dokonań solowych artystów z zespołu ABBA (pomijając musicale Benny'ego i Björna) Djupa andetag to album najbardziej satysfakcjonujący. Po długiej przerwie Frida zaprezentowała świetną formę, a przy tym chyba po raz pierwszy nagrała płytę, która w przekonujący sposób opowiada o niej samej. Wspólnie z Andersem uczyniła to przy pomocy piosenek, których świetnie słucha się nawet dwadzieścia lat później i każdemu, nawet osobie kompletnie ABBĄ i jej środowiskiem niezainteresowanej. Świadczy to najczęściej o klasie zarówno producenta, autora utworów oraz samego wykonawcy. Słuchacze w Szwecji nie pozostali dłużni i album szybko stał się bestsellerem w kraju.

Prawa autorskie

Tekst: Wojciech Szczerek

Licencja Creative Commons

BornInThe80s
by Wojciech Szczerek is licensed under a Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe License.

Licencja obejmuje wszystkie artykuły oraz tłumaczenia tekstów piosenek z wyjątkiem oryginalnych tekstów piosenek.

Wszystkie zdjęcia okładek oraz teksty piosenek są dziełem oryginalnych twórców i podlegają prawu autorskiemu.