Born in the 80s

Blog o muzyce lat osiemdziesiątych... i nie tylko!

Izabela Trojanowska - IZA (LP)

Izabela Trojanowska budowała swoją karierę długo, a gdy już znalazła się na szczycie, jej sława trwała zaledwie przysłowiowych 5 minut. Po latach powracała kilkukrotnie, ale to właśnie z jej debiutu w roku 1980 wyprodukowanego przez zespół Budka Suflera pamiętana jest dziś najlepiej.

Izabela Trojanowska - IZA okładka albumu

Wbrew pozorom Trojanowska nie zawsze śpiewała charakterystyczną dla siebie mamroczącą barwą głosu - jej występy na festiwalu Sacrosong (1971), Festiwalu Piosenki Radzieckiej (1972) oraz Opolu 1972 przedstawiały ją w dość typowym wtedy dla polskiej piosenki repertuarze, z którym dziś się jej nie kojarzy. Przy okazji zajmujących czas wtedy 16-letniej Izy imprez dyrektor szkoły, do której uczęszczała uznał, że w nagrodę za dokonania artystyczne należy ją stamtąd wyrzucić. W kolejnych latach słuch o niej zaginął ze względu na podjęte studia wokalno-aktorskie. Choć Trojanowska próbowała sił jako aktorka, dopiero jej powrót do śpiewania w 1979 roku okazał się dla niej przełomowy.

Izabela Trojanowska - IZA okładka albumu

Zawrotnej karierze Izy pomógł, jak to często bywa, czysty przypadek. To, że zespół Budka Suflera przystał na współpracę z wokalistką wynikało m.in. z prozaicznego powodu, jakim była nagła śmierć Anny Jantar w marcu 1980.
Już w kwietniu 1980 roku w programie telewizyjnym Fonogama Iza otrzymała nagrodę publiczności za wykonanie piosenki Tyle samo prawd, ile kłamstw, a w Radiowym Studio Gama - zajęła pierwsze miejsce. Rockowy sznyt, jaki nadał utworom Romuald Lipko (lider Budki) oraz drapieżny głos Izy były inspirowane modą Zachodnią (spod szyldu Pat Benatar tudzież Blondie), ale stanowiły na polskim rynku unikat, przynajmniej w wydaniu głównego nurtu. Choć istniały już wtedy zespoły z gatunku Maanamu, ich dokonania zaliczały się do działalność artystów młodzieżowych, na którą nadal patrzono z przymrużeniem oka.

 

Potem wszystko potoczyło się jeszcze szybciej: wokalistka zrobiła furorę na Krajowym Festiwalu Piosenki Opole 1980, gdzie wykonaniem Tyle samo prawd oraz premierą Wszystko czego dziś chcę zdobyła nie tylko tytuł Miss Obiektywu imprezy oraz nagrodę specjalną za interpretację piosenek, ale też  uznanie publiczności, uwadze której nie mogła tak po prostu umknąć ubrana w garnitur i krótko ścięta dziewczyna śpiewająca o chęci wyzwolenia się z męskich objęć. Podobnie przyjęto występ Izy na festiwalu w Sopocie, gdzie w międzynarodowym konkursie wytwórni fonograficznych zajęła II miejsce.


Sukces artystki zaowocował wydaniem przez wytwórnię Tonpress singla Tyle samo prawd/Komu więcej, komu mniej. Piosenki zyskiwały na popularności - na listach TOP10 Magazynu Muzycznego NON STOP Tyle samo prawd dotarł do miejsca drugiego, a Wszystko czego dziś chcę - pierwszego.
Artystka wraz zespołem nie próżnowali i przez resztę roku nagrywali jej debiutancki album a także ruszyli we wspólną trasę. Owocem nagrań stał się najpierw pierwszy w historii polskiej fonografii maxi-singiel Nic za nic/Sobie na złość, a w ostateczności album zatytułowany IZA wydany w lutym 1981. W międzyczasie artystka zdobyła nagrodę za singiel i przebój roku (Wszystko czego dziś chcę) w plebiscycie wspomnianego wyżej miesięcznika, choć krytycy, wyrażali mieszane uczucia wobec jej zdolności interpretacyjnych piosenek. Roman Rogowiecki podsumował Tyle samo prawd, ile kłamstw jako "autentycznie rajcowny numer recytowany żadnym - szalenie ostatnio modnym głosem".

Słychać to na wydanej płycie LP, gdzie oprócz ciekawych kompozycji Lipki, osoba wokalistki raczej nie zachwyca, a wykonywane utwory wydają się bardziej zadeklamowane albo wykrzyczane (Sobie na złość, Nic za nic), niż zaśpiewane. A jeśli już tekst ma tonację, to barwa wokalu tylko czasami wykracza poza średnią krajową, co udowadnia chociażby utwór Jestem twoim grzechem. Z kolei praktycznie ani razu nie zawodzą nas aranżacje autorstwa Lipki (może oprócz pseudoludowego Pytania o siebie) oraz udział instrumentalistów zespołu, w tym będącego jeszcze wtedy jego członkiem Jana Borysewicza.


Oprócz niekwestionowanych dwóch przebojów, o których sporo było wcześniej, na krążku wyróżnia się Tydzień łez (świetna aranżacja ze wstępem gitary basowej i saksofonu połączona z emocjonalną interpretacją tekstu Mogielnickiego), Nic za nic z bardzo chwytliwym riffem gitarowym oraz Sobie na złość - inspirowany Call Me w wykonaniu Blondie autorstwa Giorgio Morodera. Na LP zabrakło Liczy się tylko czas utworu autorstwa Ryszarda Poznakowskiego przearanżowanego przez Lipkę z dość pretensjonalnego disco na wersję wykonywaną w recitalu telewizyjnym wokalistki z listopada 1980 zatytułowanym Lunapark.


Płyta broni się nie tylko ze względu na obecność Budki Suflera, ale też dzięki spójnemu przekazowi i wyraźnej konsekwencji muzycznej i tekstowej, której próżno było szukać na albumach innych polskich artystów w owym czasie. Wielu z nich nadal rozumiało album długogrający jako składankę swoich przebojów wydawanych w ciągu kilku lat bądź znanych z występów festiwalowych albo telewizyjnych. Trojanowska jako jedna z nielicznych polskich wykonawców pop otrzymała szansę na spójny debiut, czego nie można było powiedzieć o wielu, w tym legendarnym Bajmie i jego LP Bajm z 1983 roku czy Bandzie i Wandzie (debiutancka płyta z 1984 roku).


Pomimo wymienionych mankamentów album IZA zasługuje na miano jednej z lepszych polskich płyt roku 1981, mimo, że sam album, ponoć z przyczyn technicznych, został wydany jedynie w ilości 50 tys. egzemplarzy i pomimo ogromnego popytu nie miał szans przebić wyniku promujących go singli. Te z kolei, według stanu na przełom lat 1980/1981, rozeszły się w liczbie, bagatela, ponad 200 tys. egzemplarzy. Dość powiedzieć, że w lutym 1981 roku Izie wręczono Złotą płytę za singiel Tyle samo prawd.../Komu więcej, komu mniej.

Promocja wspólnych dokonań Trojanowskiej i Budki postępowała - jeszcze w grudniu wystąpiła ona w telewizji czeskiej (co było zapewne główną motywacją do nagrania przez Michala Davida czeskiego coveru Wszystko czego dziś chcę o wdzięcznym tytule Dívka na inzerát), TV Rostock (NRD) w styczniu 1981, a także w ramach serii koncertów z zespołem w lutym 1981. Niestety, parafrazując tekst piosenki autorstwa Andrzeja Mogielnickiego, nie nie mogło wiecznie trwać.
Współpraca artystki z zespołem z nie do końca jasnych do dzisiaj przyczyn została przerwana. Choć w wywiadzie udzielonym w lipcu 1981 roku tłumaczyła ona ten swoisty "rozwód" różnicami stylistycznymi, dało się odczuć atmosferę nieporozumienia.

Tak czy siak, w majowym, bardzo słabo ocenianym występie wokalistki na festiwalu Rock Arena w Poznaniu zaśpiewała ona z początkującym wtedy wrocławskim zespołem rockowym Stalowy Bagaż. Jakby tego było mało, Pieśń o cegle, piosenka o dużym potencjale na przebój, którą wspólnie nagrali okazała się klapą, bo występ Trojanowskiej na Opolu 1981 w stroju składającym się m.in. z czerwonego krawatu Związku Młodzieży Polskiej uznano, chyba najbardziej w oczach mediów komunistycznej propagandy, za obrazoburczy i niesmaczny. Po owacjach słyszanych w nagraniu transmisji telewizyjnej widać, że młoda opolska publiczność była z goła innego zdania. Jednak to nie przeszkadzało mediom albo artystkę sponiewierać, albo, co gorsza, cały występ po prostu w relacjach pofestiwalowych pominąć.


Ale na przekór oburzeniu, kontrowersyjny, krytykujący w zawoalowany sposób ustrój komunistyczny tekst autorstwa Mogielnickiego, który w połączeniu z punkową stylistyką utworu wyraźnie nawoływał do buntu zdecydowanie wybił się poza resztę wykonawców słabego muzycznie festiwalu, po raz pierwszy organizowanego bez udziału telewizji. Pieśń o cegle Jest też ostatnim dużym przebojem Trojanowskiej.

Izabela Trojanowska - IZA okładka albumu

Przewidywalny, oceniany często jako "nijaki" charakter interpretacji wokalnej obecnej w kolejnych nagraniach wokalistki, feralny występ na Opolu 1981, jej wyjazd do Stanów Zjednoczonych, ogłoszenie stanu wojennego a w końcu wyprowadzka na Zachód skutecznie odsunęły Trojanowską od kariery muzycznej w Polsce i na lata słuch o niej zaginął. Wróciła dopiero w nowym ustroju, choć jej późniejsza działalność zawsze oparta była na mocnym debiucie, w którym pomogła jej mieszanka profesjonalizmu producentów z Budki Suflera, kontrowersyjny, "bezpłciowy" image oraz... niezaprzeczalny urok osobisty.

Źródła:
Magazyn Muzyczno-Rozrywkowy NON STOP, 1980-1981.

Frida - Shine (LP)

Frida - Shine okładka albumu

Something's Going On z 1982 roku był sporym sukcesem - pierwszy anglojęzyczny LP Fridy zrealizowany przy udziale Phila Collinsa okazał się jedną z najlepiej sprzedających się płyt spośród wszystkich projektów solowych byłych członków zespołu ABBA. Nic więc dziwnego, że artystka zachęcona ciepłym przyjęciem krążka postanowiła kontynuować obraną ścieżkę. Po niedawnym rozwodzie z Bennym i związanym z tym "koszmarem ABBy" poszła za ciosem i powzięła trudną decyzję przeprowadzki do Londynu. Ale oprócz zmiany miejsca zamieszkania, zmieniła się też dla niej koncepcja artystyczna.
Nowy longplay początkowo miał być wyprodukowany także przez Collinsa, ale plan spalił na panewce. Ostatecznie do współpracy zaproszono Steve'a Lillywhite'a, już wtedy uznanego producenta m.in. płyt Petera Gabriela, a który w projekt tchnął sporo nowości. Co więcej, sesje, na które znów Frida wybrała piosenki spośród wielu propozycji, odbyły się we Francji, w zupełnie innym otoczeniu niż to, do którego przywykła.
Album Shine tylko z pozoru kontynuuje muzyczną drogę Fridy, jaką wyznaczył inspirowany Pet Benatar pop-rock z SGO. Stylistyka albumu przerosła najśmielsze oczekiwania krytyków oraz fanów i spośród wszystkich dokonań członków ABBy jest bodaj najbardziej eksperymentalnym projektem. Wypełnia go synth-pop z sporą dozą rocka, a obecna w nim elektronika z każdą kolejną piosenką i tekstem maluje coraz bardziej abstrakcyjne pejzaże. Te niejednokrotnie przesiąknięte są tajemniczą symboliką, co zauważyć można chociażby w kolorach będących motywem przewodnim kostiumów Fridy z teledysków, okładek wydań singli oraz materiałów promocyjnych związanych z płytą.


Piosenka tytułowa to up-beatowa manifestacja wyzwolenia z tłamszącej wokalistkę rzeczywistości, jaka otaczała ją w rodzimej Szwecji. Uderza drapieżność i nieprzewidywalność, szczególnie w budowie utworu, która zakrawa na miano post-popowej - mocne beaty wstępu połączone z agresywnym basem zostają skontrowane delikatnym, powtarzanym przez Fridę "You give me love" (0:08) pochodzącym z chórków fade-outu refrenu, a więc z samego końca piosenki. Rytmiczny dialog przerywa pusty takt perkusji (0:17), po którym następuje zmiana tonacji (0:19), w której chórki z bridge'a zapowiadają dopiero pierwszy refren (0:32). Potem następuje nieco zbalansowana, ale nadal dość rytmiczna zwrotka, której kolejne wersy są przełamywane wtrąceniami perkusji, potem hook z wokalem (1:05) i refren (1:18). Druga zwrotka zawiera powtórzenie jednego z wersów (1:43), co znów wytrąca słuchacza z typowej popowej progresji, a hook zostaje pozbawiony wokalu. Po drugim refrenie następuje break z solówką gitarową, który jest w istocie zamiennikiem trzeciej zwrotki oraz chórkami budującymi napięcie do ostatnich refrenów. Na uwagę zasługuje aranżacja - jej głównym elementem są chórki oraz perkusja (automat oraz inne efekty akustyczne, prawdopodobnie sample), której rytm dopełniany jest przez bardzo rytmiczne połączenie gitary oraz synthów.

Frida - Shine okładka albumu

Podobnie sprawy mają się w One Little Lie. Rytm tej piosenki przypomina dynamiczne Hi-NRG, które jeszcze wtedy było mało popularne. Początkowo niemal "pusty" podkład piosenki z każdym taktem zdaje się płynnie narastać poprzez dodawanie kolejnych instrumentów i zwiększanie dynamiki, co doprowadza do monumentalnej kulminacji w refrenie. Nie brakuje też elementów zaskoczenia - zatrzymanie syntezatorów zapowiedziane "kosmicznym" glissandem (1:12), gitarowe przejście do bridge'a (2:00) oraz krystalicznie czysty, arpeggiowany syntezator w trzeciej zwrotce (2:26).

Frida - Heart of the Country okładka singla

Z kolei w The Face, wokal Fridy pozornie nie pasuje do podkładu szpiegowsko brzmiącej zwrotki, a jeszcze mniej do przejściówki do refrenu, gdzie tonacja zmienia się wręcz na losową (0:32), a wokal jest praktycznie nieczysty. Wszystko jednak niespodziewanie rozwiązuje się tak, by przeobrazić utwór w pełnowymiarową rock-balladę.
Wszystko to jednak stopniowe przygotowania do najdziwniejszego utworu z płyty - Twist In The Dark. Upodobnionego jest on rytmicznie do I Know There's Something Going On, choć w rzeczywistości posiada zupełnie odmienny temat i charakter. "Rytualny" motyw grany w kółko przez gitarę, okazjonalne syntezatory, oraz ekspresyjny wokal artystki potęgują poczucie zawieszenia w zupełnej ciemności. Dramatyczna kulminacja (2:35) następuje w bridge'u, w którym przejście perkusji uderza w słuchacza jak piorun w czasie koszmarnej burzy. Od tego momentu płyta stopniowo zwalnia i uspokaja się.


Niespodzianką dla fanów ABBy okazuje się ciekawa, choć pozostawiająca niedosyt piosenka Slowly, autorstwa duetu Benny i Björn, która w pewnym sensie stanowi pożegnanie z brzmieniem zespołu. Z kolei w Come to Me (I Am Woman), wokalistka po raz jedyny na płycie jest urzekająca, a sama piosenka - najbardziej konwencjonalna ze wszystkich, pomimo swojej rozbudowanej linii melodycznej. Nie gorszy okazuje się jedyny utwór napisany przez samą Fridę - Don't Do It, którego początkowy chłód przechodzi w jedną z lepszych lekkich popowych melodii, jakie kiedykolwiek zaśpiewała.
Aby pozostawić słuchacza w przeświadczeniu, że nowe wydanie Fridy to spory eksperyment, płytę kończy Comfort Me, którego zwrotka rozpoczyna się jak standard jazzowy, ale im dalej, tym coraz bardziej przeobrażony zostaje on aranżacyjnie w kołysankę z koszmaru. Niebanalną harmonię wykonują rozwibrowane, stopniowo narastające synthy, które wspólnie z rytmicznymi akordami oraz powolnymi, funeralnymi werblami kulminują w refrenie.
Płyta zawiera sporą dozę tajemniczości - oprócz niebanalnej aranżacji, obfitej w pogłosy oraz niestandardowe instrumenty (wibrafon), których melodyczna jaskrawość rozbudowuje rytmikę, wrażenie to potęgują teksty - te zdają się być dość intymne, a jednocześnie jakby wyśpiewane przez sen. Twist In The Dark stanowi wręcz sztandarowy przykład tekstu o niedopowiedzianym znaczeniu, wywołującego u słuchacza niepewność, a frazowanie melodii ściśle współgra z treścią tekstu. Podobnie jest w Comfort Me, którego płynny wokal zwrotki w dolnych rejestrach Fridy kontrastuje z wykrzyczanymi słowami refrenu.


Płyta Shine to dobra płyta pop, ale nie była ona wystarczająco przystępna jak na gusta fanów ABBy. Choć głos Fridy brzmiał znajomo, to treść utworów i ich charakter zupełnie odbiegały zarówno od lekkiej zazwyczaj twórczości grupy, jak i nawet od tych z poprzedniego albumu artystki. Wielokrotnie powtarzała ona potem, że krążek był świetnym eksperymentem, z którym można było jednak poczekać kilka lat.
Niestety po klapie albumu Frida nie dała sobie kolejnej szansy i zniechęcona średnimi wynikami płyty zamroziła swoją karierę solową na długie lata. Nie licząc incydentalnych występów okolicznościowych oraz skądinąd świetnego singla Så Länge Vi Har Varann nagranego z grupą Ratata, na powrót wokalistki, zresztą w wielkim stylu, fanom przyszło czekać aż 12 lat.

Prawa autorskie

Tekst: Wojciech Szczerek

Licencja Creative Commons

BornInThe80s
by Wojciech Szczerek is licensed under a Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe License.

Licencja obejmuje wszystkie artykuły oraz tłumaczenia tekstów piosenek z wyjątkiem oryginalnych tekstów piosenek.

Wszystkie zdjęcia okładek oraz teksty piosenek są dziełem oryginalnych twórców i podlegają prawu autorskiemu.