Born in the 80s

Blog o muzyce lat osiemdziesiątych... i nie tylko!

Duran Duran - The Wild Boys


Duran Duran - The Wild Boys okładka singla

Duran Duran powstał jako grupa new romantic w 1979 roku w Birmingham. Po tym jak odkryły go wytwórnie, wydał udany album debiutancki, a potem bestsellerowy Rio, stanowiący przykład klasycznego nagrania synth-pop. Ich kolejny longplay, Seven and the Ragged Tiger sprzedawał się nieźle, ale stylistycznie był przesadą, na którą gotowi byli jedynie najwierniejsi fani. To spowodowało, że choć zespół nadal posiadał status globalnej supergwiazdy, ich popularność powoli malała, a grupie brakowało kolejnego hitu. Tu przyszedł z pomocą ich przyjaciel Nile Rodgers, który wyprodukował jedyny w swoim rodzaju singiel - The Wild Boys, dziś uznawany za ich najlepszy utwór.

The Wild Boys to w rzeczywistości namiastka pełnometrażowego filmu, jaki planował zrealizować reżyser Russell Mulcahy. Do nagrania piosenki tytułowej wybrano właśnie zaprzyjaźniony Duran Duran, dla którego Australijczyk zrealizował większość wideoklipów. Dzięki swoim pomysłowym teledyskom był on w dużej mierze odpowiedzialny za ich sukces w czasach, gdy podbijali świat za pośrednictwem MTV. Niestety projekt oparty na post-apokaliptycznej wizji Williama S. Borroughsa, w którym świat pozbawiony jest kobiet, a mężczyźni rozmnażają się przez sztuczne zapłodnienie nie znalazła zainteresowania. Mimo to uznano, że przygotowania w postaci prac koncepcyjnych nie muszą wcale pójść na marne i grupie Duran Duran powierzono nagranie jednej piosenki. Do niej to Russell miał wyreżyserować oparty na swoich pomysłach wideoklip.


Utwór powstał w wyniku intensywnych dyskusji i jam sessions pod wodzą Nile'a, przez co jak na Duran Duran jest stylistycznie unikatowy. Funkowo-synthpopowe brzmienia, które zespół wypracował przez lata pobrzmiewają w tle tego rockowo-popowego kawałka, który wyróżnia się nad wyraz rozbudowanym użyciem sampli, synthów i agresywnej elektronicznej perkusji. Jak określił to basista zespołu John Taylor w swojej autobiografii, dla Duranów singiel ten był "piosenką dużych chłopców". I faktycznie brzmią oni tutaj bardziej dojrzale niż kiedykolwiek.

Za ten efekt odpowiedzialny był także awangardowy teledysk nafaszerowany efektami specjalnymi, mnóstwem dziwnych gadżetów oraz mrocznymi postaciami. Był zresztą jedną z bardziej ekstrawaganckich produkcji, która śmiało konkurować mogła z Thrillerem Michaela Jacksona, także ukazując się w rozszerzonej, choć "tylko" 10-minutowej wersji.


Unikalny charakter singla The Wild Boys nie był przypadkowy jeszcze z jednego powodu. Utwór miał promować dwa wydawnictwa - album live pt. Arena oraz konceptualne koncertowe nagranie wideo zespołu zatytułowane Arena (An Absurd Notion). Wszystkie łącznie z singlem okazały się, dość przewidywalnie, ogromnym sukcesem - album live sprzedał się tak naprawdę lepiej niż którykolwiek album studyjny, a singiel był ich 12-tym międzynarodowym hitem.

Choć dziś Duran Duran kojarzy się raczej z lekkim popem lat osiemdziesiątych, to jest to tylko powierzchowna interpretacja ich twórczości. W swoim czasie byli pionierami nowoczesnej muzyki, często uciekającymi się do nietypowych form promocji (szczególnie do realizowanych na ogromną skalę klipów, które zaliczały się wtedy do nowości). Nie bez powodu więc przez pierwszą połowę dekady byli chyba najpopularniejszym zespołem pop na świecie, a symbolem tego jest właśnie The Wild Boys.

Yazoo - Only You

Synth-popowa ballada? Może brzmi to jak oksymoron, a jednak takie połączenie udało się przynajmniej raz jednemu z najbardziej znanych kompozytorów muzyki elektronicznej, Vince'owi Clarke'owi. Był on odpowiedzialny za debiutancki album założonego przez siebie Depeche Mode oraz za sukces ekscentrycznego, współtworzonego z Andym Bellem duetu popowego Erasure. Jednak zanim zyskał uznanie, musiało minąć trochę czasu. W 1981 roku zaraz po wyrzuceniu z DM muzyk nie miał wielu perspektyw, w pewnym momencie rozważając nawet powrót do życia przeciętnego brytyjskiego dwudziestolatka. Jednak pewnego dnia zaprezentował zaprzyjaźnionym pracownikom wytwórni Mute nowoskomponowany utwór - Only You, a ten bardzo im się spodobał. Postanowili go wydać, a do jego zaśpiewania wybrano obiecującą wokalistkę Alison Moyet.


Piosenka jest utworem prostym - ma nieskomplikowaną, schematyczną melodię śpiewaną z pełnym przejęciem przez słynącą ze swojego głębokiego, niskiego głosu Alison, a podkład to suma wielu równie banalnych motywów zagranych różnymi barwami elektroniki. To, co jednak sprawiło, że utwór jest tak ciekawy, to wirtuozeria, z jaką Vince skleił pozornie kanciaste kawałki tej układanki w piękną całość.

Only You rozpoczyna motyw złożony z rozbitego akordu durowego, zagrany zdublowanymi, jakby rozchwianymi nutami, którym od ósmej sekundy wtóruje wokal oraz dopełnienie go przebiegami na początku każdego taktu (w średnich oktawach), schodzącymi w rejestry basowe na jego koniec. W refrenie wokal rozwija się w wielogłos, a szybkie przebiegi podwajane są syntezatorowymi dzwonkami. Właściwy bas pojawia się w 0:40, dodając do tej mieszaniny drobnych nutek pierwsze dłuższe dźwięki. Drugi refren rozwija się w bridge, w którym dłuższe brzmienia syntezatora zaczynają zwiastować w pełni rozbudowaną zwrotkę trzecią. Ostatni refren to punkt kulminacyjny, w którym w pełni rozwinięte dziełko rozbrzmiewa mnogością rejestrów i barw, a głos Alison ostatecznie otrzymuje idealne, dopracowane do ostatniej nuty tło.

Yazoo - Only You okładka singla

Piosenka od początku nosiła znamiona hitu - oprócz wspomnianej już, konsekwentnie rozwijającej się kompozycji, posiadała prosty, ale wymowny tekst, co uczyniło ją interesującą na wielu płaszczyznach. Jednak to, co także przyciągało uwagę to jego wykonanie wokalne - lekko jazzujący głos początkującej wtedy Alison okazał się idealnym dodatkiem do surowego, zero-jedynkowego podkładu syntezatorów.

Ten pozornie niemożliwy do pogodzenia mariaż stylistyczny upleciony w utwór Only You okazał się nieoczekiwanym sukcesem. Nieśmiało debiutując na miejscu 198-ym listy przebojów w Wielkiej Brytanii, piosenka w ciągu niespełna dwóch miesięcy doczołgała się aż do drugiej lokaty, ustępując jedynie wygrywającemu w tamtym roku Eurowizję, ckliwemu A Little Piece w wykonaniu niemieckiej piosenkarki Nicole.


Only You to dowód na to, że synth-pop, przez długi czas synonim obciachu, już w czasach swoich narodzin bywał ciekawy pod warunkiem, że za kompozycję i wykonanie (na które składa się oczywiście głównie wokal) zabierają się fachowcy. Singiel sprawił, że Vince i Alison zawiązali współpracę, która zaowocowała dwoma albumami studyjnymi. Formacja miała na koncie kilka hitów, z których kilka, np. dyskotekowe Don't Go oraz Situation to klasyki synth-popu. Grupa została rozwiązana już rok po debiucie z powodu różnic artystycznych, ale ten krótki wspólny epizod artystów pozwolił im w pełni rozwinąć ich przyszłe kariery.

Ciekawostką jest to, że z nieznanych przyczyn, w Polsce duet jest znany głównie ze, zdawałoby się losowo wybranego przez naszych redaktorów radiowych, utworu Happy People. Piosenka pochodząca z drugiego longplaya Yazoo była zresztą jedyną w repertuarze grupy zaśpiewaną przez Vince'a.

Kombi - 4

Zespół Kombi na zawsze pozostanie symbolem polskich lat 80-tych. Grupa pod wpływem zachodnich trendów elektronicznych zmieniła się z "młodzieżowego", jak to się wtedy mawiało, zespołu rockowo-popowego w pierwszego poważnego polskiego wykonawcę synth-pop. Ich muzykę znają dziś niemal wszystkie pokolenia, nawet jeśli ta znajomość ogranicza się tylko do hitów w postaci Słodkiego miłego życia, Black and White, Nasze randez vous czy w końcu fragment Bez ograniczeń użyty w czołówce programu 5-10-15. Może ogólnie, jak sugeruje uszczypliwe powiedzenie „Gra i trąbi zespół Kombi”, większość Polaków traktuje ich muzykę z dystansem, ale ich albumy miały ogromny wkład w rozwój polskiej sceny muzycznej w bardzo trudnych dla niej czasach.

Tak więc nie zaskoczył nikogo sukces, nieoczekiwanie odniesiony płytą o proroczej nazwie Nowy rozdział, na której zespół zaprezentował nowe i, jak na Polskę, unikalne brzmienie oraz image. Jednak „nadwiślański Duran Duran”, bo do tej grupy brytyjskiej śmiało można zrównywać przebojowość niektórych utworów Kombi, doprowadził swój styl do perfekcji tak naprawdę na swojej czwartej płycie – 4.

Kombi - 4 okładka albumu

Longplay został wydany pod koniec roku 1985 jako przewidywalna kontynuacja mieszanki synth-popu z rockiem z płyty poprzedniej. Zarejestrowane utwory zostały napisane przez czterech członków zespołu do słów m.in. Jacka Cygana i Marka Dutkiewicza. Zapewne wobec sukcesu Słodkiego miłego życia oraz niedoborów tego typu muzyki na polskiej scenie, zespół miał dowolność w pisaniu piosenek. Mogli nagrać to, co chcieli, działając, nomen omen bez ograniczeń. Może poza faktem, że syntezatory i automaty perkusyjne, które posiadali musieli sprowadzić z Zachodu, ale o dziwo przed nagraniami po raz kolejny im się taka operacja udała: Łosowski zakupił Yamahę DX-7, komputer perkusyjny Yamaha RX-11 oraz komputer Commodore 64.

Swoistą prezentacją możliwości nowego sprzętu jest wstęp do płyty – kilkudziesięciosekundowy Kombi Music, w którym słychać bogactwo różnych brzmień oraz - i tu zaczyna się prawdziwy szał – zsamplowany i przetworzony przez sampler Ensoniq Mirage głos Łosowskiego, który stał się bohaterem występów zespołu w kolejnych latach. Jest to zresztą tylko jedno z wielu przykładów użycia na płycie sampli, które powracają m.in. w instrumentalu Zaczarowane miasto.

Kombi - 4 okładka albumu

W porównaniu z Nowy rozdziałem piosenki na 4 zyskały na przejrzystości, więcej było w nich wyselekcjonowanych, różnorodnych brzmień (zasługa głównie władającego elektroniką zespołu Sławomira Łosowskiego), a wstawki gitarowe Grzegorza Skawińskiego, choć nadal celne i ciekawe, zostały zneutralizowane i zminimalizowane. To wszystko skutkiem tego, iż zespół nie musiał się już oswajać z możliwościami elektroniki, bo dobrze je już znał. Dość powiedzieć, że pomimo posiadania w składzie perkusisty, zespół wiele z tych utworów programował.

Swobodę w użyciu instrumentów zdradzają zarówno hiciory, takie jak Black and White, złożony z trzech świetnych motywów, połączonych w imponująco spójną całość, jak i utwory mniej znane – Lawina – kamień do kamienia (drapieżnie rockowy utwór Waldemara Tkaczyka) czy Za ciosem cios (elektroniczny up-beat Łosowskiego). Oprócz energicznego popu, płyta zawiera też momenty spokojniejsze, ale niemniej interesujące – Szukam drogi, nieco dziwny, niełatwy harmonicznie Kim jestem - kim byłem do słów Dutkiewicza czy w końcu świetną popową "pościelówkę" Skawińskiego - Nasze randez vous.


Niemającym porównania na polskim rynku brzmieniom nowych utworów Kombi pomagała, co również było u nas nowością, przemyślana promocja wizualna zespołu: dwustronną pełną okładkę wydania płyty (którą na szczęście postanowiono odtworzyć także w reedycji CD) wypełnia rewelacyjny kolaż Andrzeja Tyszki, wybitnego polskiego fotografa i projektanta tamtych lat, a image zespołu zarówno na zdjęciach jak i występach podkreślał wpływy noworomantyczne (fryzura wokalisty "na płetwę" oraz ich ubrania).

Ponadto single Black and White i Nasze randez vous doczekały się wyreżyserowanych przez Juliusza Machulskiego klipów, które były, co również w tamtych czasach dość rzadkie, w pełnym tego słowa znaczeniu teledyskami, a nie, jak to często bywało zapisami występów zespołów w ramach Telewizyjnej Listy Przebojów ograniczonymi możliwościami technicznymi i finansowymi tejże. Wszystkie te elementy składały się na popowy majstersztyk, wizytówkę polskiej muzyki tamtych czasów, której realizacja, jak nie trudno zgadnąć, wymagała wtedy determinacji większej niż w krajach, w których jedyną przeszkodą mogły być pieniądze.

Kombi - 4 okładka albumu

Ale oprócz okołomuzycznych aspektów działalności zespołu w ramach longplaya 4, nie należy zapominać, że bez dobrej muzyki, wszystko to nie byłoby, parafrazując Niech żyje bal „Zachodu warte”. Tu zresztą zdania są podzielone - czwarta płyta Kombi tak jak i w ogóle idea synth-popu, nie tak bardzo spodobała się rodzimym krytykom. Ich choć trudno dyskutować o gustach, to niektóre głosy świetnie oddawały skostniałe obyczaje panujące w Polsce. Przykładem może tu być recenzja płyty w Magazynie Muzycznym Non stop, w której zarzucano popowemu na wskroś Kombi niski poziom muzyczny nagrywanego materiału przy wysokim poziomie umiejętności grupy, a ich utworom "brak jednolitego charakteru literackiego". Tak właśnie.


Odmiennego zdania byli słuchacze. Album 4 musiał należeć do popularniejszych wydawnictw roku, bo osiągnął status złotej płyty, a więc sprzedał się w minimum 160 tys. egzemplarzy. Z kolei na przestrzeni całego roku 1986 przez listę przebojów radiowej trójki przewinęło się aż 7 z (nie licząc krótkiego Kombi Music) 9-ciu utworów z longplaya! Co ciekawe, najlepsze wyniki osiągnęły Za ciosem cios (3. miejsce i 11-tygodniowy pobyt) i Black and White (9. miejsce), zaś jedna z bardziej znanych dziś pozycji zespołu, Nasze randez vous przebiła ledwie 40. pozycję.


Trzeba przyznać, że to głównie dzięki umiejętności pisania piosenek, a nie jedynie użyciu kilku elektronicznych piszczałek zespołowi udało się stworzyć płytę, która w polskiej fonografii lat osiemdziesiątych stanowi przykład jednej z niewielu realizacji na miarę tych z Zachodu. Gdyby ktoś zapytał wtedy, który polski zespół mógłby najlepiej zaprezentować możliwości naszego rodzimego „show-biznesu”, to byłoby to właśnie Kombi w momencie wydania LP 4. Niestety oprócz występów na targach muzycznych Midem '85 (jeszcze przed nagraniem "czwórki") oraz licznych występów za granicą (w przeciwieństwie do większości naszych artystów, granymi nie tylko dla Polonii w Chicago), Kombi nie przebiło się poza Polskę. W kraju sukces ich muzyki stopniowo przemijał i po latach odcinania kuponów zespół zawiesił działalność w 1992 roku.

Donna Summer - She Works Hard for the Money

Donna Summer - She Works Hard for the Money okładka singla


Donna Summer to jedna z tych wokalistek, którym zaśpiewanie kilku nut ładną barwą, bezbłędną intonacją i z odpowiednim feelingiem przychodziło bez żadnego wysiłku. Jej piosenki były łatwe w odbiorze, niemal zakrawające o tandetę, ale zawsze w dobrym guście. Dzięki takim hitom jak Hot Stuff, I Feel Love, Bad Girls czy On The Radio stała się symbolem tanecznej muzyki lat siedemdziesiątych, do czego w niemałej części przyczyniła się spółka producencka Giorgio Moroder/Pete Bellotte.


Schyłek ery disco był okresem decydującym w jej życiu i twórczości - nawróciła się na chrześcijaństwo, urodziła drugie dziecko oraz zmieniła wytwórnię na Geffen Records. Ta, jak się miało okazać, zaczęła mocno ingerować w jej karierę, do tego stopnia, że odrzuciła nagrany z Moroderem materiał na kolejną płytę i doprowadziła do zakończenia dziesięcioletniej współpracy artystki z producentem. Zrealizowany zamiast niego pod opieką Quincy'ego Jonesa LP Donna Summer sprzedawał się dobrze, ale nie przyniósł ani jednego hitu. Na domiar złego żądny lepszych wyników Geffen był bardziej niż niepocieszony, gdy zgłosiła się do niego poprzednia wytwórnia Donny Mercury, uświadamiając im, że ta winna jest jej według zapisów kontraktu jeszcze jeden album. Na szczęście dla Donny, Geffen nie decydował o artystycznych kwestiach mającego powstać nagrania, więc wokalistka sama mogła wybrać producenta, a był nim Michael Omartian.


Krążek nie tylko przyniósł hit w postaci piosenki tytułowej, ale też miał okazać się jej najlepszym w całej następnej dekadzie. Singiel She Works Hard For The Money to połączenie elektroniki z elementami muzyki tanecznej, która była domeną Donny oraz odrobiny rocka. Tekst utworu zdawał się wpisywać w tematykę "misyjną", która często powracała wtedy w twórczości wokalistki zarówno wcześniej (State of Independence, Livin' in America), jak i na tym albumie (Stop, Look and Listen, He's A Rebel, Woman), jednak poruszona tu kwestia emancypacji kobiet zaprezentowana jest z przymrużeniem oka. Zapewne to sprawiło, że piosenka zrobiła taką furorę. Co od żartobliwego charakteru utworu, dość powiedzieć, że okładka albumu przedstawia Donnę w stroju bufetowej, który przywdziała ona również na pozostający klasykiem występ na rozdaniu nagród Grammy 1984.

Trudno oprzeć się urokowi utworu, który pociąga z jednej strony banalnym refrenem, z drugiej silnym brzmieniem podkładu, szczególnie właśnie w wydaniu live. Podobnie jest z samą Donną, która w utwór na rzekomo poważny temat angażuje ogromną ilość seksapilu i robi to z klasą.


Niestety dla Donny była to jedna z ostatnich chwil chwały w jej karierze. Kolejny album, nagrany już dla Geffena przepadł. Gwoździem od trumny okazały się oskarżenia wobec wokalistki o poczynienie komentarzy na temat AIDS i homoseksualistów jeszcze w połowie dekady, a które prasa zaczęła przytaczać przy okazji jej każdego nowego albumu pomimo konsekwentnego dementowania pogłosek. W 1988 roku kolejny album artystki, Another Place and Time, został przez Geffena odrzucony, a kontrakt z nią ostatecznie zerwany. Longplaya przejął Atlantic, a, ku frustracji byłej już wytwórni Donny, pochodzący z niego singiel This Time I Know It's for Real osiągnął nieoczekiwany sukces.

Prawa autorskie

Tekst: Wojciech Szczerek

Licencja Creative Commons

BornInThe80s
by Wojciech Szczerek is licensed under a Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe License.

Licencja obejmuje wszystkie artykuły oraz tłumaczenia tekstów piosenek z wyjątkiem oryginalnych tekstów piosenek.

Wszystkie zdjęcia okładek oraz teksty piosenek są dziełem oryginalnych twórców i podlegają prawu autorskiemu.