Born in the 80s

Blog o muzyce lat osiemdziesiątych... i nie tylko!

Queen - Hot Space

U progu nowej dekady, wiele gwiazd muzyki pop nie wiedziało, że nadchodzące lata zweryfikują ich status. Śmierć Elvisa, krótkotrwała moda na disco, pojawienie się muzyki elektronicznej czy w końcu skuteczny zamach na Johna Lennona składały się na symboliczny koniec pewnej ery. Jednym z zespołów cieszących się ogromną popularnością, którym przyszło się mierzyć z nowym realiami była Queen.

Ich ósmy album studyjny The Game z 1980 roku, wydany równolegle z autorską ścieżką dźwiękową do filmu Flash Gordon był ukoronowaniem dziesięcioletniej kariery rockowej, na którą składało się osiem światowych tournée, miliony sprzedanych płyt oraz takie hity jak Bohemian Rhapsody, We Are The Champions, We Will Rock You czy najnowszy - Another One Bites the Dust. The Game był ich ostatnim stricte rockowym albumem, a jednocześnie pierwszym, na którym, ku niechęci niektórych fanów, użyto syntezatorów. Po nim zespół wrócił do studia, czego efektem był najmniej doceniany, ale i najbardziej nietypowy album w ich dyskografii - Hot Space.

Queen - Hot Space okładka albumu

Podobnie jak poprzedniczka, płyta powstawała w międzynarodowej atmosferze, jaką zapewniały studia Musicland w Monachium oraz Mountain w Montreux, w którym często gościła elita ówczesnego showbiznesu. Tam też jako produkt uboczny jam session z Davidem Bowiem powstał singiel pt. Under Pressure. Piosenka zapowiadała płytę, choć, jak się później miało okazać, z resztą utworów z tejże miała niewiele wspólnego. Zespół zdecydował się bowiem na ponowne, tym razem szersze wykorzystanie użytego na The Game Oberheima OB-X w nowych piosenkach, które już same w sobie odstawały od tego, co zespół do tej pory stworzył.


To świeże podejście do stylu słychać w Staying Power, otwieranym elektroniczno-funkową linią basową i wspartym sekcją dętą. Jednak ten nieco szalony utwór autorstwa Mercury'ego nie zaskakuje tak bardzo jak napisany przez Briana Maya Dancer. Jest to interesująca fuzja rocka z powolnym disco, w której przerysowany do granic możliwości programowany bas oraz elektroniczna perkusja świetnie dopełniają fenomenalne wstawki gitarowe Briana oraz silny wokal Mercury'ego. Spójność z nową koncepcją widać także w utworze Johna Deacona - Back Chat, kolejnej mieszance rocka z popem, tym razem r'n'b, co słychać w linii basowej oraz nieco przesłodzonym głosie Freddiego.


Przy okazji Body Language klimat zmienia się całkowicie. To, co słyszymy to kontynuacja eksperymentu, tym razem w postaci utworu tyleż naładowanego seksualnością, co pretensjonalnego. Piosenka ponownie opiera się na dynamicznej linii basowej, surowej opartej na metrum trójkowym perkusji oraz wokalach Mercury'ego zawierających okazjonalne posapywania i pojękiwania. Zarówno utwór jak i wideoklip okazały się w tamtych czasach na tyle wyzywające, że teledysk przez lata pozostawał w wideografii zespołu białym krukiem, bo prostu go nie emitowano.

Częściowym odpoczynkiem od nowoczesności są Action This Day, lekko rock'n'rollowy kawałek Rogera Taylora przerwany syntezatorowym bridge'em i saksofonową solówką oraz klasycznie queenowski Put Out the Fire Maya z obfitymi chórkami oraz jego świetną, jak zawsze, gitarą. Utwór został stworzony jako manifestacja przeciw wszechobecności broni i przemocy z nią związanej. Jednocześnie jest on pierwszym z dwóch następujących po sobie na Hot Space utworów, nawiązujących bezpośrednio do zabójstwa Johna Lennona w grudniu 1980 roku. Wskazuje na to sam tekst:

They called him a hero
In the land of the free
But he wouldn't shake my hand boy
He disappointed me
So I got my handgun
And I blew him away


a więc:
"Zwali go bohaterem
W kraju wolności;
Ale nie chciał mi podać ręki,
Zawiódł mnie.
Więc wyciągnąłem pistolet
I go sprzątnąłem."

Nieprzypadkowo następujący zaraz po nim Life is Real (Song for Lennon) to piosenka dedykowana zamordowanemu beatlesowi. Muzycznie może nie ścina z nóg, ale zachwyca ilością nawiązań do jego utworów i aluzji do zaistniałej tragedii: początkowe oktawy zagrane na fortepianie Mercury'ego to parafraza dzwonów pojawiających się w (Just Like) Starting Over, dwa pierwsze słowa zwrotki ("Guilt stains...") przypominają wokal Johna w Mother, a tytuł piosenki to nawiązanie do "love is real" z utworu Love.


Hot Space wieńczą trzy utwory, które dopełniły dzieła absolutnego zdezorientowania fanów zespołu: w Las Palabras de Amor (The Words of Love) styl Queen miesza się z melodramatem, Cool Cat to lekka, ale bardzo nudna kompozycja Johna Deacona, a ostatni to względnie najlepszy i najbardziej typowy dla zespołu Under Pressure.


Hot Space nie jest kopalnią przebojów - jest płytą-eksperymentem, którego rezultaty przeczą wszystkiemu, co zespół nagrał do tamtego momentu, szczególnie z uwagi na użycie sporej ilości elektroniki. Zarówno z tego powodu, jak i za sprawą ogromnego zróżnicowania stylistycznego i powiązanej z nim niekonsekwencji nie przypadła ona do gustu w zasadzie nikomu: fani poczuli się oszukani, a krytycy - nieprzekonani. Zespół szybko to zresztą wyczuł, bo w setlistach promującej krążek Hot Space Tour znalazły się zaledwie trzy piosenki: pośpiesznie "odbębniony" Staying Power, raczej poprawny Action This Day oraz wykonywany bez Bowiego Under Pressure.


Wobec tego wszystkiego, Hot Space wydawać by się mógł albumem bez znaczenia. I takim jest dla historii muzyki, ale już nie dla kariery Queen. Przede wszystkim był pierwszym albumem stworzonym w nowej dekadzie, która wystawiła artystów na wielką próbę - dokonująca się rewolucja syntezatorowa zmusiła ich podjęcia decyzji, którą sparafrazować można słowami ich piosenki: "If you can't beat them, join them".


Miało to jednak skutek opłakany i dopiero druga próba, jaką była płyta The Works. Okazała się ona absolutnym hitem i to właśnie dzięki lekcji wyciągniętej z nagrywania poprzednika. Na Hot Space zespół przesadził ze zmianami - nie tylko użył syntezatorów, ale też odrzucił rockowy dogmat. Na The Works, powrócił do gitarowego brzmienia jako głównej bazy, nadal mieszając z nim inne gatunki i zrobił to świetnie. Co do Hot Space, ten wielki przegrany synthowej rewolucji rocka sprzedał się nieźle, ale ku uldze Deacona, Maya, Mercury'ego i Taylora szybko został zapomniany.


EmotikonyEmotikony