Born in the 80s

Blog o muzyce lat osiemdziesiątych... i nie tylko!

Kombi - Nowy Rozdział

Kombi - Nowy Rozdział okładka albumu

Zespół Kombi to polska legenda. Mało kto nie zna motywu z czołówki audycji 5-10-15 będącego fragmentem utworu Bez Ograniczeń. Piosenki Słodkiego Miłego Życia czy Nasze Rendez-Vous oprócz bycia hitami były o tyle istotne, że uczyniły ich zarazem pionierami polskiego synth-popu. Ale na sukces grupa musiała chwilę poczekać. Po dobrym starcie na przełomie dekad '70 i '80, na jakim składały się dwa albumy w stylu rockowym z dodatkiem bluesa i funky, zespół wydał dwa przełomowe single - Inwazja z Plutona oraz Linia Życia. Odzew okazał się spory, bo grupa zaskoczyła radykalną zmianą swojego brzmienia. Te dwa dość dobre single zaważyły o kierunku jaki Kombi miało obrać; stanowiły impuls do powstania trzeciego krążka długogrającego zespołu, który grupa zagrała w nowym stylu w zasadzie kompletnie porzucając bluesowo-rockowe ballady na rzecz futurystycznego brzmienia opartego na nowinkach technologicznych. I tak w czerwcu 1984 roku otwarty został Nowy Rozdział.
Album, co się chwali, jest absolutnie spójny i wierny nowej konwencji, co udowadnia, że w trakcie jego powstawania panowie postawili wszystko na jedną kartę. Ich własne zaciekawienie możliwościami nowo zakupionego sprzętu, jakim teraz dysponowali (a były to: syntezatory SCI Prophet 5 i Multimoog, automat perkusyjny Roland TR-808 oraz perkusja elektroniczna Simmonsa SDS V) słychać już od samego początku w instrumentalnej Cyfrowej Grze, choć pełnię jego możliwości wykorzystują dopiero w Nie ma zysku oraz kolejnych pieczołowicie dopracowanych Srebrnym talizmanie i Błękitnym pejzażu.
Oczywiście eksperymenty miewały różne skutki, które, szczególnie po ponad trzydziestu latach, nie zawsze zdają test czasu. Przykładem jest piosenka Nie poddawaj się z dość irytującymi synthami i rapującym Skawińskim, którą ratuje motyw mocniejszej gitary w refrenie i dynamiczny bas, ale i tak pozostaje ona mało klarownym, dziwacznym eksperymentem. Mówiąc o nowościach, warto zwrócić uwagę na wokalistę, który przy okazji zmiany konwencji całego zespołu zastosował nowy, nieco drapieżny sposób śpiewania, nie wszystkim przypadający do gustu. Wokal Skawińskiego pozostawał zresztą największym grzechem Kombi i jest kolejnym dowodem na to, że śpiewanie było chyba najsłabszą stroną muzyki lat osiemdziesiątych. Nigdy bowiem wcześniej w historii muzyki do mikrofonów nie dopchało się tylu wokalistów śpiewających techniką i barwą dobranymi na przekór wszelkim wcześniejszym standardom, czasem z miernym rezultatem.


Wracając jednak do muzyki, ta bogata jest w naprawdę przebojowe momenty: oprócz mniej dziś pamiętanych singli Nie ma zysku oraz Kochać cię - za późno znajdziemy tu oczywiście legendarne Słodkiego miłego życia. Ten ostatni utwór podbił serca słuchaczy, zapewne z powodu niosącego otuchę w czasach kryzysu tekstu Marka Dutkiewicza, wspinając się na 5-te miejsce listy radiowej „trójki”. I mimo, że prezentował się najgorzej z trzech wykonanych utworów na Opolu 1984 (pewnie ze względu na trudność w wydobyciu wysokich dźwięków refrenu przez Skawińskiego), zespół został dobrze zapamiętany spośród festiwalowych występów i otrzymał nagrodę publiczności.


Nowy Rozdział to album dopracowany od początku do końca, prawie pozbawiony słabszych momentów oraz pełen nowych, inspirujących rozwiązań aranżacyjnych, których próżno szukać u jakichkolwiek innych polskich artystów tamtych czasów. Co prawda elektronika nie była zupełną rzadkością i była wtedy stosowana tu i ówdzie, jednak jeszcze wtedy ani nie działo się to na większą skalę, ani też częsta "zapyziałość" niektórych polskich kompozycji - melodycznie może i ciekawych, ale stylistycznie tkwiących cały czas w środku komunistycznej biesiady - nie mogła się równać z formatem europejskim, które prezentowało Kombi.

Unikalność ich brzmienia wiązała się oczywiście również z tym, że aby móc grać taką muzykę, musieli najpierw nabyć sprzęt, a ten, jak wiadomo, trzeba było kupić zagranicą, przywieźć, nauczyć się go obsługiwać, a na końcu umiejętnie wykorzystać. Mimo, że surowość brzmienia oraz precyzję wykonanej pracy da się wyraźnie odczuć, nie przeszkadza to zupełnie w odbiorze. Tym bardziej, że dla wielu to właśnie „mięsiste”, elektroniczne, nie do końca jeszcze oszlifowane brzmienie tamtych lat jest kwintesencją ówczesnej muzycznej rewolucji. Album zatem należałoby zapamiętać jako udany, nowoczesny wtedy, eksperyment muzyczny PRL-u, rozwijany z coraz lepszymi rezultatami na albumach 4 oraz Tabu.
Warto zaznaczyć, że Kombi było zespołem new romantic, a nie stricte synth-popowym. To wszystko za sprawą obecności gitar, bo przecież grali oni wcześniej rocka i bluesa, co bardzo ich odróżnia od promowanych wtedy przez wytwórnie potworów pokroju Modern Talking i polskiego Papa Dance, między które są często błędnie wtykani. To właśnie idealne połączenie elektronicznych gadżetów Łosowskiego i rockowego drygu Skawińskiego pozwoliły na osiągnięcie sukcesu jakim były trzy dobre płyty new romantic, o mnóstwie świetnie zagranych koncertów nie wspominając.

Grace Jones - I've Seen That Face Before (Libertango)

Grace Jones - I've Seen That Face Before (Libertango) okładka singla

Twórczość Grace Jones to różnorodna mieszanka wielu stylów muzycznych, którymi artystka zajmowała się przez niemal cztery dekady swojej działalności: od disco, poprzez reggae, synth-pop, r'n'b, aż po awangardowe, jazzujące utwory. Jednak bez względu na gatunki i czasy, w których tworzyła, zawsze uchodziła za osobowość ekscentryczną, czemu pomagała jej charakterystyczna uroda - długa szyja, hipnotyczne spojrzenie i nieskończona gama dziwnych strojów.

Utworem, który przyniósł jej największy rozgłos jest I've Seen That Face Before (Libertango). Piosenka oparta jest na melodii przewodniej utworu Libertango autorstwa znanego argentyńskiego bandeonisty Ástora Piazzoli. W jego twórczości to własnie ta kompozycja przez swój wspaniały charakter również pozostaje hitem.


Utwór Grace Jones stanowi jeden z singli z albumu Nightclubbing, wyprodukowanego przez legendarnego producenta lat 80-tych Alexa Sadkina. Tak jak większość piosenek na płycie, z których ponad połowa to covery, podąża ona za najnowszymi wtedy trendami i podobnie jak pozostałe jest mieszanką stylistyczną: Jones oraz współkompozytorzy - Barry Reynolds, Dennis Wilkey oraz Nathalie Delon - potraktowali ją w interesujący sposób opierając dość skąpe partie akordeonu na surowej aranżacji reggae. Wynikiem tego było świetnie brzmiąca taneczna fuzja reggae z tango, do której powstał nowy tekst. Inspiracją do jego napisania było paryskie nocne życie pełne ciemnych sekretów i podejrzanych nieznajomych napotkanych na ulicy albo w klubach.


Część tekstu zaspiewana przez artystkę po francusku pozostaje tajemnicza nawet po przetłumaczeniu:
What are you looking for?
For death?
Who do you think you are?
You hate life, you too... 

Atmosferę piosenki świetnie dopełnił prosty, ale przemyślany klip wideo, w którym na początku Grace najpierw zdejmowane są z twarzy kolejne fragmenty papierowej maski, a przez resztę śpiewa ona powściągliwie, ale z sobie tylko znaną tajemniczością kolejne słowa piosenki imitując przy tym grę na akordeonie.

Ale nie jest to najbardziej popularna wizualizacja tego utworu. Prawdopodobnie zarówno piosenka jak i wideoklip do piosenki wpadły w oko Romanowi Polańskiemu, kiedy wspólnie z scenarzystą Gérardem Brachem tworzyli scenariusz do filmu Frantic. Ponieważ I've Seen That Face Before idealnie wpasowuje się w temat filmu, jakim są losy Amerykanina, którego żona znika w nieustalonych okolicznościach podczas ich wizyty we Francji. Piosenka pojawia się w obrazie kilkukrotnie dopełniając atmosfery thrillera rozgrywającego się na ciemnych klatkach schodowych, korytarzach i dachach paryskich kamienic. Niemal w całości pojawia się ona w jednej z najbardziej pamiętnych scen filmu, w której zagubiony bohater (Harrison Ford) usiłuje tańczyć w klubie z piękną nieznajomą (Emmanuelle Seigner) poznaną zaledwie kilka dni później w trakie poszukiwania żony.


Użycie piosenki w filmie zapewne przysporzyło jej dodatkowej popularności w kilka lat po wydaniu, ale i bez tego pozostaje ona jednym z bardziej interesujących utworów tanecznych tamtego okresu. Jest zarówno prosta i chwytliwa, jak i tajemnicza i nieprzenikniona. Zarówno jako cover klasycznego utworu jak i fuzja gatunkowa pozostaje przykładem świetnej roboty.

Gary Numan - Cars


Gary Numan - Cars okładka singla

Pod koniec lat 70-tych nowa fala zalewa kolejne terytoria, a jej przedstawiciele tworzą nowe gatunki. Najbardziej przystępnym był raczkujący synth-pop - swoisty kompromis pomiędzy tendencjami rewolucyjnymi a chęcią przypodobania się publiczności, która nie była do końca gotowa na trzęsienie ziemi w postaci punk rocka albo dziwacznych nowych romantyków.

Zespołem, który przegonił tych ostatnich, grających muzykę najbardziej ze wszystkich wspomnianych aspirującą do zagoszczenia na stałe w mainstreamie był zespół Tubeway Army. Jego frontman Gary Numan zwracał uwagę swoją ekscentryczną ekspresją połączoną z odhumanizowanym image'em, wysokim rejestrem wokalu i, co najważniejsze, prostymi konstrukcyjnie utworami o niebanalnym często przesłaniu. To wszystko usłyszeć można w największym hicie wokalisty - Cars.


Utwór, tak jak wiele innych autorstwa Numana, można albo interpretować jako chwytliwy pop, albo doszukiwać się w nim głębszego przesłania. Na jego popowy efekt składa się charakterystyczny riff podobny do gitarowego, ale będący w rzeczywistości sprytnie dobranym brzmieniem Minimooga, jednego z najpopularniejszych syntezatorów tamtych lat. Riffowi wtórują zagrane na Polymoogu niepokojące wysokie nuty przypominające smyczki, których wielokrotne przetworzenia w późniejszej części utworu pozostawiają słuchacza w niepewności.

Owa powtarzalność prostych motywów w utworach Numana służy zwykle uproszczeniu warstwy muzycznej i położeniu nacisku na treść tekstów. Cars opowiada o chęci pozostania w zamknięciu, jakie zapewnia wnętrze samochodu. Autor przyznał, że zawarte w piosence z jednej strony wyobcowanie od świata zewnętrznego, a z drugiej poczucie bezpieczeństwa wzięły się z incydentu, jaki przydarzył mu się na londyńskiej ulicy. Stojąc w korku pokłócił z osobami z samochodu przed nim, a to, że w porę odjechał pozwoliło mu uniknąć bycia pobitym.

Gary Numan - Cars okładka singla

I choć interpretacja mówiąca, że w aucie zmienia się nasze myślenie i czujemy się jakby bezpieczniejsi jest przekonująca, to w kontekście twórczości Numana trudno nie dostrzec także spójnego z nią poczucia społecznej izolacji i chęcią pozostania odmiennym od reszty świata. Będący częścią albumu The Pleasure Principle singiel Cars świetnie oddaje charakter płyty, na której autor przybiera liczne alter ego, m.in. robota (Metal), obserwującego otaczający go świat okiem kamery i oceniającego go swoją zero-jedynkową miarą.
Cars było prawdziwą rewelacją - nieznany wtedy, zaledwie 21-letni Numan nie tylko odniósł sukces, ale zwrócił uwagę krytyków na coraz większą popularność elektronicznych eksperymentatorów, których większość mediów ignorowała tak długo, jak się dało, póki jeden z nich nie stał się numerem jeden. Utwór jest bezsprzecznie dziwną piosenką i pomimo swojej chwytliwości pamięta się go dziś raczej jako pierwszy udany, ale dość dziwny hit synthpopowy. Niestety podobnie jest ogólnie z przed-rockową twórczością Numana, która jest obecnie niedoceniana, nawet przez niego samego.

Blondie - Rapture

Blondie - Rapture okładka singla

Artystyczne środowisko Nowego Jorku mocno przyczyniło się do rozwoju muzyki lat siedemdziesiątych. To tam powstawały pierwsze ruchy punkowe i nowofalowe oraz prywatne lokale z muzyką disco, co było odpowiedzią na społeczne przemiany tamtych czasów. To właśnie tam wielu wykonawców takich jak Ramones, Television, Joan Jett and the Blackhearts czy Talking Heads stawiało swoje pierwsze kroki. Najsłynniejszym z nich był zespół Blondie znany ze swojego eksperymentatorstwa.
W zasadzie wszystkie hity zespołu to małe popowe dzieła, które zaskakiwały swoją różnorodnością - oprócz nawiązujących do żeńskich grup wokalnych Denis oraz (I'm Always Touched by Your) Presence, Dear, Blondie zasłynęła rockowymi One Way or Another i Hanging on the Telephone, osadzonymi w disco Heart of Glass i Atomic, a nawet reggae/ska The Tide is High. Ale ze wszystkich ich przebojów to Rapture zasługuje na największe uznanie. Utwór jako pierwszy w komercyjnej muzyce popularnej zawierał rapowe wstawki, a obok Rapper's Delight w wykonaniu The Sugarhill Gang, pierwszy osiągnął szczyty list przebojów, co bardziej typowym przedstawicielom hip-hopu pomogło w popularyzacji tego gatunku.


Piosenka powstała w 1980 roku jako singiel z bestsellerowego albumu Autoamerican, uznawanego za chyba najlepsze nagranie zespołu. Jego dyskotekowy podkład nie jest dziełem przypadku, a bardzo bezpośrednią inspiracją twórczością zaprzyjaźnionego zespołu Chic z Nile'em Rodgersem i Bernardem Edwardsem na czele. Jest nie tylko sam w sobie chwytliwy, ale też świetnie pasuje zarówno do wokalnych zwrotek, jak i do pojawiającej się w środku dość wydumanej, ale bardzo oryginalnej rapowanki autorstwa Debbie.

Rapowany tekst jest z pozoru surrealistyczną relacją z lądowania obcych, a w rzeczywistości swego rodzaju manifestem artystycznym, w którym hołd składany jest członkom bohemy, którą zespół współtworzył w tamtym czasie. Przewijają się tu postaci owej śmietanki artystycznej, np. legendarny, choć jeszcze wtedy nieznany pionier hip-hopu Fab Five Freddy. Z kolei tajemniczy jegomość z wersu "Flash is fast, Flash is cool" to nie kto inny, tylko Grandmaster Flash, bez którego nie znalibyśmy dziś ani Snoop Dogga, ani Tupaca.
W ramach promocji powstał pomysłowy klip wideo pełen udziałów gościnnych osób z kręgów hip-hopowych oraz znanych grafficiarzy. Główny segment wideo to nakręcony jednym ujęciem spacer pod wodzą głównej postaci rapowanki - Człowieka z Marsa po udającym nowojorską ulicę planie. Ten pełen jest dziwacznych postaci, takich jak baletnica, czarny Indianin czy Wujek Sam. Swoją popularność teledysk, a zarazem i sam singiel, zawdzięczają częstej emisji w debiutującej wtedy, ale bardzo już wpływowej MTV i do dziś pozostaje jednym z eksperymentalnych klasyków gatunku.


Rapture daje pogląd na sytuację zarówno w świecie muzyki jak i w kulturze Nowego Jorku, a więc serca Stanów z początku nowej wtedy dekady. Idealnie pokazuje mnogość źródeł inspiracji, która dawała podwaliny do nadchodzących w tej sferze zmian. I choć stylistycznie inspirowana jest martwym już wtedy disco, to popularyzuje przyszłościowy rap, który w ciągu kolejnych kilkunastu lat stanie się integralną częścią muzyki pop - zarówno w USA jak i zagranicą.

Legendarny dziś status piosenki pozwolił uczynić Rapture jednym z lepiej zapamiętanych utworów zespołu, a klip do niej, jednym z klasyków raczkującej jeszcze wtedy formuły wideoklipu. W 2005 roku pamiętny, niemal sakralny za sprawą charakterystycznych dzwonów rurowych, motyw podkładu muzycznego został w umiejętny sposób zmiksowany z Riders on the Storm grupy The Doors. Sprawcą zdarzenia było Go Home Productions, pod którego szyldem działa znany z ponad 200 podobnych mash-upów angielski DJ Marc Vidler. Wynikiem tego był zaskakująco udany utwór wydany nieoficjalnie jako singiel pt. Rapture Riders. Jeszcze większą niespodzianką był sprzedażowy sukces singla - #1 na Billboard US Hot Dance Club Play oraz obecność na listach przebojów w wielu innych krajach.

Blondie vs The Doors Rapture Riders okładka singla


Rapture pozostaje jednym z muzycznych symboli Ameryki i dlatego bywał często coverowany, m.in. przez brytyjski zespół Erasure, Alicię Keys, a nawet duet Kylie Minogue/Justin Timberlake jako część medleya wykonywanego na żywo na rozdaniu Brit Awards w 2003 roku. To dość interesujące, że utwór, który powstał częściowo jako zachęta dla rodzącej się wtedy sceny hip-hopowej, bywał potem wielokrotnie wykorzystywany w podkładach artystów tego właśnie gatunku: począwszy od występującego w tekście Grandmastera Flasha, aż po młodszych jego przedstawicieli - Beastie Boys, zespół Jungle Brothers i KRS-One'a.

Prawa autorskie

Tekst: Wojciech Szczerek

Licencja Creative Commons

BornInThe80s
by Wojciech Szczerek is licensed under a Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe License.

Licencja obejmuje wszystkie artykuły oraz tłumaczenia tekstów piosenek z wyjątkiem oryginalnych tekstów piosenek.

Wszystkie zdjęcia okładek oraz teksty piosenek są dziełem oryginalnych twórców i podlegają prawu autorskiemu.